środa, 29 marca 2017

Cienie w kredce Rimmel - hit czy kit?

Witam serdecznie :)
Jakiś czas nie było recenzji kosmetyków kolorowych, dlatego w celu urozmaicenia tematyki tego bloga postanowiłam to nadrobić. Dziś będzie o cieniach w kredce z firmy Rimmel. Jesteście ciekawi jak się spisały i jaka jest moja opinia na ich temat? Zapraszam do dalszej części... będzie duużo zdjęć :)

Już sama miniaturka wskazuje, że dziś będzie kolorowo, ale w końcu kiedy jak nie wiosną, kiedy wszystko dookoła budzi się do życia? Można zaszaleć z kolorami, oczywiście jeśli ktoś lubi :)

Bez zbędnych wstępów przechodzimy do sedna...

Czego dotyczy recenzja?
Dziś pod lupę weźmiemy cienie w kredce z firmy Rimmel z dwóch serii by Kate oraz Scandaleyes. W sumie posiadam 4 kredki i to właśnie na ich podstawie przedstawię swoją opinię o tym produkcie.

Zacznijmy od serii Kate, z której mam 3 kolorki.
Pierwszy z nich to przepiękny odcień turkusowy, który chyba z tych wszystkich najbardziej mi się podoba :)



Jest to odcień 103 Pure Turquoise. 


Kolor na dłoni prezentuje się następująco:


Jest to bardzo intensywny kolor, a konsystencja kredki jest masełkowata i super sunie po dłoni, zapewniając 100% krycie, bez prześwitów. 
Odcień ten bardzo łatwo się rozciera nie tracąc przy tym koloru, czego dowód możecie zobaczyć na zdjęciu...



Kolejny z kolorów to odcień, który w opakowaniu wygląda bardzo ładnie, wzornik na końcu kredki również prezentuje się prześliczne. Niestety w rzeczywistości już tak fajnie nie jest...
Mowa o odcieniu 102 Electric Sapphire. Kolor wygląda na głęboki i nasycony granat, a jak jest naprawdę? 



Na dłoni kredka się ślizga zostawiając niewiele koloru, a jeśli już to nie jest on tak ładnie napigmentowany jak ten turkusowy.



Odcień wygląda na wyblakły i robi bardzo duże prześwity. Niestety w tym przypadku kredka wygląda tylko ładnie w opakowaniu. Po roztarciu kolor zanika i daje średni efekt...


Następny odcień z serii Kate to coś już bardziej stonowanego i przyznam się szczerze, że częściej przeze mnie używanego :)
Jest to odcień 100 Rose Gold. Przepiękny mieniący się cień, który zaaplikowany na całą powiekę + delikatnie podkreślone załamanie bronzerem, może robić za pełen makijaż oka :)



Na dłoni kolor jest intensywny, nie tworzy prześwitów - krycie jest świetne



Po roztarciu wygląda równie ładnie, kolor mojej brązowej/piwnej tęczówki podbija :)


Już ostatnia kredka to odcień 009 Blamed Blue, tym razem z serii Scandaleyes



Kolor jest bardzo trudny do sprecyzowania, ponieważ mieni się on cudnie. Niestety zdjęcia nie do końca to oddają :/




Jest to kolor, który ma w sobie różne odcienie niebieskiego i turkusu, w zależności od kąta patrzenia na niego mieni się na różne odcienie :)
Po roztarciu kolor nie zanika, ma tak samo świetną konsystencję jak turkusowy i rose gold :)





To już wszystkie cienie w kredce z firmy Rimmel jakie posiadam w swoich zbiorach, dlatego też nadszedł czas na podsumowanie :)
Na początku należy wspomnieć, że cienie te zamknięte są w kredkach, które nie są automatycznie wysuwane, dlatego należy zaopatrzyć się w strugaczkę :)
Cena tych kredek jest różna - stacjonarnie standardowo wyższa, natomiast w drogeriach internetowych można je kupić nawet za 5 zł. Swoje egzemplarze kupowałam już jakiś czas temu na stronie kosmetykizameryki i tam płaciłam około 5 zł za sztukę :)


Jeśli chodzi o jakość tych kredek to jak same widziałyście różni się ona w zależności od odcienia. Spośród tych 4 jedna okazała się znacznie gorszej jakości od pozostałych. Dlatego też ze swojej strony tego odcienia akurat nie polecam, natomiast pozostałe jak najbardziej. Cienie mają świetną konsystencję, ładnie się rozcierają, pigmentacja jest oszałamiająca jak za cienie w takiej cenie. Mogą one służyć jako baza pod cienie prasowane bądź jedyny akcent na powiece. Jako posiadaczka przetłuszczających się powiek polecałabym je delikatnie utrwalić jakimś pudrowym produktem. W przypadku bezproblemowych powiek bardzo prawdopodobne, że wytrwają cały dzień :)

Cienie te są dobre jakościowo, chociaż muszę przyznać, że częściej sięgam po cienie prasowane a te leżą sobie w swojej przegródce. Tym bardziej, że ostatnio jestem fanką makijażu, którego praktycznie nie widać, a na powieki lądują brązy i beże. Myślę, że dla osób, które lubią szalone kolory to bardzo fajna i tania opcja warta wypróbowania :)

Miałyście te kredki? Jak się u Was spisywały? Dajcie znać, jestem bardzo ciekawa Waszych opinii na ich temat :)

14 komentarzy:

  1. Turkusowa jest śliczna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ten kolor najbardziej sie podoba, ale jakos lubie na niego patrzeć, a na mnie juz średnio mi sie podoba :/

      Usuń
  2. Nie lubię cieni w kredkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę wiecej z nimi zabawy niż z tymi zwykłymi w kamieniu :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. To prawda :) żywe i bardzo wiosenne, ale myślę że dla osób odważnych makijażowo :)

      Usuń
  4. Dawno nie używałam cieni w kredce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do codziennego makijażu szybciej jest sięgnąć po zwykłe, tradycyjne cienie, ale czasami do zabawy makijażem można popróbować jak najbardziej :)

      Usuń
  5. Nie lubię cienie takiej formie za szybko rolują się na mojej powiece..:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tego typu cienie mają trochę większą tendencję do rolowania :/

      Usuń
  6. Do mnie cienie w kredce nie przemawiają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również preferuję te tradycyjne prasowane ;)

      Usuń
  7. Nie przepadam za cieniami w takiej formie. Poza tym to nie moje odcienie.
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, także sięgam najczęściej po brązy i beże, a na tym kończy się moje makijażowe szaleństwo w kwestii kolorów :) ale cienie w kredce to fajna opcja do popróbowania swoich sił, niekoniecznie rano w pośpiechu do pracy :)

      Usuń