poniedziałek, 23 maja 2016

Glinki, spirulina i błotko, czyli pielęgnacja maseczkami własnej roboty :)

Jakiś czas temu pojawił się wpis dotyczący maseczek gotowych dostępnych w drogeriach lub jakiś mniejszych sklepach. Jest to wersja oczywiście wygodniejsza, ale zawiera również więcej niepożądanych przez naszą skórę składników, dlatego dziś druga odsłona maseczkowej pielęgnacji. Tym razem pokażę Wam jakie półprodukty warto kupić i pobawić się w domowym zaciszu, aby skórze zafundować genialne działanie. Ciekawi? To zapraszam serdecznie do dalszej części :)

Na wstępie warto zaznaczyć, że nie mam żadnego wykształcenia kosmetycznego ani chemicznego, dlatego staram się nie eksperymentować za bardzo i nie wyrządzać sobie krzywdy. Wszystkie przedstawione przeze mnie produkty są łatwe w przygotowaniu i każdy sobie z nimi poradzi :)

Na pierwszy ogień pójdą glinki, które stosuję już od dawna i są moimi ulubieńcami. W swoim posiadaniu mam glinkę zieloną oraz czarną. Obie pochodzą z rosyjskiej firmy Fitokosmetik. Ich cena jest bardzo niska, za swoje płaciłam około 4 zł, za 100g produktu, który starcza na spory okres czasu.

Zacznijmy od glinki zielonej...



Glinka to ogólnie proszek, który można mieszać jak tylko chcemy. Może to być hydrolat, woda, olejki, wszystko co tylko przyjdzie nam do głowy i jakiego działania oczekujemy.
Glinka zielona ma głównie działanie oczyszczające i regenerujące. Polecana jest dla cer problematycznych, zanieczyszczonych, trądzikowych. Była to pierwsza glinka jaką kupiłam i od niej zaczęła się miłość do tego typu produktów. 
Moja skóra ją uwielbia, po takiej maseczce jest miękka, gładka, oczyszczona, nawilżona, tak przyjemna w dotyku, że mogę siedzieć i miziać się po twarzy :D

Czas na glinkę czarną z Morza Martwego...


Glinka czarna w porównaniu do kolegi wyżej ma bardziej intensywne działanie oczyszczające, antybakteryjne. Stosuję ją, gdy widzę że moja cera ma jakiś gorszy okres i jest bardzo zanieczyszczona. Działa świetnie, ale jako maseczka raz na jakiś czas, bo może przesuszać na dłuższą metę. Radzi sobie z łagodzeniem wszelkich zmian trądzikowych występujących na twarzy.

Kolejnym produktem jest Błoto z Morza Martwego od White Flower's, o którym już sporo pisałam więc nie będę się długo rozwodzić. Jest to mój absolutny hit, jeśli chodzi o dogłębne oczyszczanie a przy tym pozostawiania skóry bez grama przesuszenia. Chcecie poznać więcej zachwytów na jego temat możecie poczytać w osobnej recenzji: [KLIK]




Ostatnim już produktem jest spirulina Algi morskie, pochodzące ze strony zrobsobiekrem. Jest to genialny w działaniu proszek. Ma działanie podobne do glinek - świetnie oczyszcza, nawilża skórę, łagodzi wszelkie podrażnienia i zmiany. Jego zapach pozostawia wiele do życzenia, ponieważ spirulina wiąże się z odorem zdechłej ryby, ale jakoś przywykłam do tego i toleruję go na skórze. Jego działanie wiele wynagradza.


To już wszystkie produkty jakie chciałam Wam przedstawić w dzisiejszym wpisie. Dajcie znać Wy tworzycie mieszaniny maseczkowe. Chętnie poczytam co stosujecie i co polecacie :)
Każdy pozostawiony komentarz bardzo mile widziany :)

10 komentarzy:

  1. bardzo polubiłam ostatnio glinkowe maseczki i też sama robię;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, to świetne rozwiązania jeśli chodzi o maseczki :) przynajmniej dokładnie wiemy co nakładamy na twarz :)

      Usuń
  2. Polecam Ci maseczki z glinki marki Cattier :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie, nigdy o nich nie słyszałam, więc jak będę miała okazję to się im przyjrzę :)

      Usuń
  3. Dotąd kupowałam takie gotowe maseczki glinkowe z Dermaglinu i innych marek, choć teraz bardziej kuszą mnie te w proszku, bo możemy dodać do nich olejek czy właśnie hydrolat;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te w proszku właśnie mają taką przewagę, że możemy je dowolnie łączyć i wiemy co nakładamy na twarz :)

      Usuń
  4. Glinki również bardzo lubię, spirulina mnie odrzuca przez zapach mimo że działanie ma fajne to robiąc sobie maseczki czułam się jakby mi ktoś śledziem dzioba pogłaskał :P podobnie w zapachu jest młody jęczmień też taki zielony proszek który od czasu do czasu pije, nosek zatykam i na raz chlup do gardełka i jest ok :)
    Blotko uwielbiam :) ostatnio było na promocji za 17 zł nie kupowałam ale nawet za te 24 zł bardzo się opłaca bo jest wydajny i fajnie działa :) raz się całą wysmarowalam tym błotkiem skórę miałam tak oczyszczoną i gładką ze uhuhu :) czesto też robię nim masaż peelingowy na pośladki ładnie wygładza"pomarańczkę" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak kupowałam spirulinę to też obawiałam się jej zapachu, ale chyba nastawiłam się na jakis tragiczny smród i jakoś ten realny zapach nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia :) nie pachnie fiołkami to fakt, ale znowu dramatu nie ma :) o jęczmieniu nie słyszałam wcale, więc super że o nim wspomniałaś! ;)
      Moje opakowanie kupiłam właśnie na promocji i za 500g to jest bardzo dobra cena, bo tego produktu jest naprawdę duuuużo :)

      Usuń
  5. Nie stosowałam glinek. Jakoś je omijałam ;D Heh. Muszę to zmienić w końcu:)
    Mój blog ♥ Serdecznie zapraszam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto spróbować naprawdę :) pochłaniają więcej czasu, ale wolną chwilę można poświecić właśnie na taką maseczkę własnej roboty :)

      Usuń